Hiszpański świat
Nie ukrywam, hiszpańskie nazwy własne są jednymi z moich ulubionych. Brzmią tak tajemniczo, nieco egzotycznie, od razu mam dziwne wrażenie, jakbym wybierała się na jakąś wyprawę z filmowymi Piratami z Karaibów, jak przygotowuje plan podróży. Nie lubię podróżować bez niego, bez sprawdzenia, w jakie miejsce się udaje, co najlepiej tam odwiedzić, na co poświęcić 5250zzs
trochę czasu. Nie omieszkam też nigdy sprawdzić, jak wyglądają tamtejsze obyczaje i kultura. Ostatnie czego bym chciała, to zepsuć sobie wakacje okazując tubylcom brak szacunku i wpakować się w jakieś tarapaty. Zawsze pamiętam, żeby zaopatrzyć się w rozmówki w języku ojczystym z kraju, do którego się wybieram. W Hiszpanii co prawda nie spotykamy jedynie języka hiszpańskiego, ale także cztery jego odmiany, ale tubylcy bardzo pozytywnie reagują na wszystkie próby rozmowy po hiszpańsku. Zaowocowało to u mnie już kilkoma gratisowymi lampkami wina. Poza tym zawsze warto mieć możliwość sprawdzenia z ich pomocą (albo translatora) znaczenie tajemniczych napisów na ścianie czy innych instrukcji, na jakie możemy się po drodze natknąć. Zwłaszcza kiedy nogi poniosą nas z dala od najpopularniejszych szlaków turystycznych, gdzie może zabraknąć informacji w języku angielskim, jak i osób posługujących się tym językiem. Nie można także zapomnieć o porze dnia w Hiszpanii, zwanej siestą, trwającej od godziny 14 od 17. W tym czasie może być trudno o znalezienie otwartej restauracji czy sklepu, bo odpoczynek jest dla Hiszpanów bardzo ważną, wręcz świętą sprawą. Za to rekompensują to sobie fiestą, gloryfikującą nocne życie, która trwa do późnej nocy. Wybierając się na szaleństwo klubowe najlepiej wychodzić na miasto grubo po północy. Zawsze lubiłam te dwa słowa, idealnie łączące moje odczucia względem urlopu w Hiszpanii. Z jednej strony szaleństwa wakacyjne, z drugiej idealny wypoczynek. Idealny balans.
Valldemossa, co to za miejsce?
O Valldemossie usłyszałam, kiedy zaczęłam przeglądać oferty z górzystych rejonów Majorki. Spędziłam sporo czasu na ich plażach, więc dlaczego tym razem nie powędrować nieco nad poziomem morza, co w przypadku tego miasta, oznacza podróż na poziomie nawet 435 metrów n.p.m. Pasmo górskie, otaczające Valldemossę, to Sierra de Tramuntana i zajmuje aż 80 kilometrów wybrzeża wyspy. To z tego miasta pochodzi jedna z najsłynniejszych świętych hiszpańskich. Catalina Thomàs, czyli Katarzyna z Palmy, ambitna kobieta, która zawsze chciała być zakonnicą. I w końcu została, augustianką. Według legendy zaczęły nawiedzać ją anioły i demony w ostatnich latach życia, co rozpoczęło jej drogę do pośmiertnej kanonizacji. O tytuł patronki Majorki walczy między innymi ze świętym Sebastianem, męczennikiem. Wybierając się w podróż do tego miasta, warto chociaż jedno popołudnie przeznaczyć na zwiedzanie monumentalnego klasztoru Kartuzów. Podobnie interesującym obiektem sakralnym, jest kościół w miasteczku Deia, z którego można podziwiać niesamowite widoki… ale po kolei.
Dawny klasztor kartuzów – Real Cartuja de Jesús de Nazaret
Nie ma co ukrywać, miasto jest bardzo religijnym miejscem. Wędrując wąskimi, urokliwymi uliczkami możemy podziwiać wmurowane w nie, zbudowane z płytek ceramicznych sceny opowiadające o życiu świętej Katarzyny. Ich obecność na fasadach niektórych domów, nadaje uliczkom niepowtarzalny czar. Nie trzeba być osobą wierzącą, żeby podziwiać misterną elegancję sakralnych motywów i niezwykłych pamiątek. Podróżując w pobliżu klasztoru Kartuzów zamiast gwaru rozmów i śmiechów turystów, otacza mnie zaskakująca cisza. Kiedy szłam tą trasą po raz pierwszy, nie byłam pewna co się właściwie dzieje, jest to tak niespotykane dla Majorki, zwłaszcza w środku sezonu i w najbardziej obleganych przez turystów zakątkach. A jednak tam panował spokój, idealny do kontemplacji przyrody wokół mnie. I właśnie za ten niepowtarzalny klimat, niezwykłą atmosferę pokochałam to miejsce.
Miasteczko Deia, nieopodal Valdemossy
Nawet jeśli człowiek zgubi się w gąszczu małych uliczek, Valdemossa jest gotowa wskazać zagubionemu wędrowcowi drogę. W mieście funkcjonuje Infovall, będący punktem informacyjnym dla potrzebujących wskazówek turystów. To właśnie w nim, szukając ciekawego miejsca, w którym mogłabym zjeść smaczną kolację, dowiedziałam się o magicznym miasteczku Deia, leżącym tuż nieopodal, w tym samym górzystym okręgu. Maleńkie uliczki od razu oczarowały mnie swoim pięknem, duża ilość zieleni sprawiła, że miałam wrażenie, jakbym przekraczała bramy małego raju. Mój telefon i karty kredytowe w portfelu nagle przestały mieć znaczenie, a ja czułam, jakbym przemierzała te chodniczki w czasach, w których to miasteczko zostało dopiero zbudowane. Jeszcze bez elektryczności, z zakonnikami wędrującymi ulicami tuż obok.
W miasteczku znajduje się kościół, którego nie mogłam nie odwiedzić. Przepiękna, samotna budowla, przyciągająca wzrok, w malowniczy sposób wkomponuje się w krajobraz miasteczka. To jedno z dwóch najlepszych miejsc do podziwiania panoramy wyspy, zapierającej dech w piersi.
Samo miasteczko jest niezwykle gościnne i urokliwe, mieszkańcy są sympatyczni, otwarci na turystów i polecają najlepsze restauracje w okolicy. Od siebie mogę z całego serca polecić tamtejsze owoce morza.
Urokliwa wioska koniecznie odwiedzcie to miejsce!
Jola zgadzam się z Toba też byłem i było pięknie!